„Nie uważasz, że wspaniale byłoby rzucić wszystko i pojechać gdzieś, gdzie nikogo nie znamy? Czasami mam straszną ochotę to zrobić.” Haruki Murakami „Norwegian Wood”
Zastanawialiście się kiedyś skąd w nas takie pragnienia? Dlaczego gdzieś w naszych serduszkach chęć wyrwania się z tego co z takim przekonaniem budujemy, rośnie? A nade wszystko, dlaczego tylko niektórzy potrafią wyjść z marzenia o tym w realne działanie?
Ta notka będzie trochę o realizowaniu siebie, a także o tym, że tylko my sami jesteśmy w stanie wstać, otrzepać się z wszystkich powinności i oczekiwań, a potem przejść do realizacji.
Jakiś czas temu poczułam, że plan wakacyjny w głowie i sercu mieszka już dawno, teraz trzeba go tylko zrealizować. Jednak do lata jeszcze daleko, dlatego po drodze zaczęłam wychodzić do obcych ludzi, no może nie do końca obcych…
Posłuchajcie.
Sylwester zbliżał się ogromnymi krokami, a ja wiedziałam tylko tyle, że a) nie zostaje we Wrocławiu oraz b) nauczę się jeździć na desce. Oba te składniki połączyły się w wyjazd do Czech. O rajuśku, jak ja uwielbiam ich język, przez moment nawet o tym zapomniałam. Wszystkie te miękkie zdania, bujające się w mojej głowie niczym ulubiona piosenka. Czechy to najlepszy wybór! Przez kilka dni poznawałam ludzi, którzy stawali mi się bliżsi… czas cudownie mijał na porannych naukach snowboardu, popołudniowych obiadkach oraz wieczornym piwkowaniu. Można tak przeżyć bardzo długą zimę ; ) a ja czułam, że ten wyjazd to najlepsze co spotkało mnie od pół roku. Z racji tego, że w większości byli to znajomi znajomych to nikt nie miał co do mnie oczekiwań, po prostu obcowali z sujowatością w czystej postaci.
Kiedyś przeczytałam w jakiejś bardzo mądrej książce, że obecnie ludzie nie potrafią cieszyć się przeżyciem lub czynnością w całości. Nie są w stanie oddać się JEDNEJ rzeczy. Choćby taki obiad. Jemy obiad i oglądamy serial, czytamy gazetę lub fejsujemy. A gdyby tak po prostu rozsmakowywać się? Poczuć każdy składnik. Nawiązuje do tego, gdyż podczas sylwestrowego wyjazdu miałam czas po prostu być, słuchać, mówić.. przeżywać. Cudowność!
Moje dwa założenia spełniły się! Pierwszy raz w życiu jeździłam na desce i muszę przyznać, że sprawiło mi to ogrom frajdy! Co prawda wróciłam obita na nogach i pupie, ale szczęśliwa! Drugie założenie z racji wykonywania pierwszego było łatwe do spełnienia.W bonusie otrzymałam stalowe uda, kolana i kostki! : D
W dowód moich sylwestrowych poczynań zapraszam na film, gdzie możecie zaobserwować typowego Suja… pierwszy moment to, gdy opowiadałam jak się raduje z faktu pierwszego wyjazdu. Jednak nadmierna gestykulacja poruszyła wagonik i się wystraszyłam ; ) Drugi zaś to, gdy Chmielciu wchodzi po schodach w butach narciarskich, a ja przechodzę przez kadr :D Taka Kózka patatajka!
A teraz pomyśl o rzuceniu wszystkiego i chodź ze mną robić motorowe prawo jazdy!
Zdjęcie: Sujowatość wpięta w deskę