Miś.

10:00 to dobra pora, aby wstać. Przeciągam się, sprawdzam w telefonie jak przebiegał mój sen i już prawie byłam gotowa, aby iść się przywitać. Wymieniamy kilka wakacyjnych opowieści, po czym łykam tabletki na grypę i wracam do pokoju. Zaraz zasnę… a jednak nie.

Przyszła Bella z pomysłem na rysunek. Rysujemy. Wciąż mam dreszcze, ale robię jej przyjemność : ) Marcin daje nam skrawki materiału, które możemy wykorzystać w dowolny sposób. Myślę sobie, że tego właśnie mi brakowało, bo dziewczynki uwielbiają zajęcia plastyczne, no ale może nie dziś.

Kilkanaście minut później Bella szyje rękawiczki, a Iwo torbę. Ja postanowiłam zrobić misia dla Sissi. W międzyczasie wyskakujemy na obiad do babci i na groby. Muszę przyznać, że cmentarze okazują się niesamowicie zadbane i minimalistyczne. Płyta z danymi, latarenka z białym zniczem, kilka białych zniczy przy płycie i trawa. Wszystko takie estetczne. Podejście do dzisiejszego święta też mi odpowiada. Gdy podchodziliśmy to wszyscy się witali z nieboszczykiem, potem coś mu opowiadali, mówili dobre słowa, krótka modlitwa, na koniec heipa. Na każdym cmentarzu jest także miejsce, by zapalić znicza w intencji kogoś bliskiego, gdy osobiście ńie możemy odwiedzić jego grobu. Nie mogło oczywiście zabraknąć wiewiórki, która nam się przglądała i tym razem udało mi się zrobić jej zdjęcie!

Po powrocie kończyliśmy szycie zajadając się popkornem : )

zdjecie: miś uszyty przeze mnie dla Sissi