Piątek.. No nie wytrzymałam.. Zresztą trochę nie rozumiem swojej logiki, ale od początku.
Do tej pory uważałam, że gdy wszysy wychodzą rano z domu, a ja zostaję to nie mogę iść spać.. że niby cos takiego się wydarzy, że fakt, iż w swoim wolnym czasie śpię, będzie źle odebrany. Nie wiem czemu tak do tej pory myślałam ; ) Dziś spałam godzinkę po wyjściu sprzątaczek.
Gdy wrócił Iwo to zrobiliśmy angielski i od razu poszliśmy na ryby. Nauczona, niespełna dwu tygodniowym doświadczeniem, zabrałam ze sobą książkę. Niestety za bardzo nie mogłam upajać się lekturą, bo niewiedzieć czemu Iwo uważa mnie za specjalistę w zakrese łowienia i nazewnictwa ryb słodkowodnych. Serio? A nade wszystko uważa, że potrafię złapaną przez niego sztukę zabić i oskubać (on tylko łowi, a w zasadzie wrzuca i od razu zwija żyłkę). Dziś uratowałam rybkę, złapałam ją i wyjęłam haczyk z pyszczka. Jestem zatem nie tylko specjalista, ale także bohaterem…
Później wybraliśmy się na poszukiwania skarbów, a za przewodnika mieliśmy geocashing. Wybraliśmy punkt najbliżej domu i co się potem okazało znaleźliśmy rozwalone pudełko (nie jestem do końca przekonana czy to śmieć czy resztki skrytki).
Na kolację przyszła do nas siostra mamy z mężem i 2 dzieci. Było miło choć nie rozumiałam ń huhu ;)
Wieczór, powód mojego szczęścia. Rodzice pochwalili mnie bardzo, że jestem tu 1,5tygodnia i tyle pomogłam, że super! Potem w rozmowie z mama powiedziałam, że mają moje marzenie (hahahha, kiedyś będzie mój!) i czy mogę piec ciasta? Na co mama powiedziała, że już mnie nie wypuści! Chyba mnie po prostu polubili! :) ale.. Czy mogłoby być inaczej?
P.S. Mam bilety na październikowe wakacje 20-31.10! Juhu!
zdjęcie: Iwo złowił rybkę.