Powrót.

Nawet nie wiem kiedy przywitała mnie czeska ziemia. Tata mknął prawie cały czas 140km/h. Tylko fakt, że słońce ustąpiło miejsce księżycowi dawał poczucie przemijania. Praga. Zawsze, gdy jestem w tym mieście ogarnia mnie mistyczny nastrój czasów alchemicznych uliczek.

Nawet dziś.. pomimo tego, że jestem na lotnisku, a nie w centrum. Także tam poczułam, że wracam do Lahti. Powłóczyłam się tu i tam, ale ostatecznie udałam się do bramki D1. Po raz kolejny coś magicznego przyciąga moją uwagę, wiedziałam, że jeżeli coś takiego ma się wydarzyć to tylko tutaj. Dźwięki pianina umilają mi czekanie na samolot, bo to przecież takie oczywiste, że na lotnisku ktoś stawia instrument do użytku publicznego. Cudo!

Kolejne godziny zamieniają się na przebyte kilometry. 1:20 autobus do Lahti. Szczęśliwa, bo to ostatni etap podróży. Kierowca nie chcę sprzedać mi biletu studenckiego na Euro26, cóż… przynajmniej spróbowałam. Zmuszona jestem kupić normalny, ale brakuje mi 20 centów. Próbuje wytłumaczyć to kierowcy, ale on tego nie przyjmuje… Po chwili jakiś pan daje mi z uśmiechem 2€. Kierowca zadowolony, że ktoś wyprostował sytuację, ja czuje, że Finlandia przywitała mnie ponownie. Oddaje mojemu dobroczyńcowi 1,80€, które zwrócił mi kierowca, zaraz po tym zajmuje miejsce tuż za nim.

2:35 Lahti, moja rodzina jest cudowna. Wsiadam do zaparkowanego samochodu specjalńie dla mnie, a po 3 minutach jestem już na miejscu. Chyba będę chora. Nawet nie wiem kiedy zasypiam.

Zdjęcie: skrzydło